Umarł król, niech żyje król!
Ten blog miał zacząć funkcjonować, gdy nie skończyłam jeszcze 18. lat. Gdy w mojej świadomości dopiero odradzała się miłość do historii i poezji; gdy korzystałam z zamiłowaniem z oferty biblioteki wojewódzkiej i z polecenia przyjaciółki wypożyczyłam tomik haiku (uwaga dla osób, które mnie znają: było to jeszcze przed nawrotem mojej egiptomanii). Rzeczony tomik może i nie rozbudził mocno mojej wyobraźni, nie wzbogacił mnie literacko, ale podsunął mi inspirację, która manifestuje się teraz w nazwie bloga.
Tak jakoś wyszło, jako dziewiętnastolatka nie odpowiadam za to, co jako siedemnastolatka miałam w głowie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że po prostu chciałam ukazać swoją wyższość językową i poetycką, ale dzisiaj patrzę na tę wizję z dużym grymasem wypisanym na twarzy i myślę: "cholera, ale byłam debilką".
Tytuł tego posta nie jest jednoznaczny, w historii zapisał się jako swego rodzaj komunikat stosowany, gdy niedługo po zgonie władcy we wręcz ekspresowym tempie zostawał powołany jego następca (jestem zbyt leniwa, by to dokładnie wytłumaczyć). W kontekście jednak mojej "twórczości" rozumiem to zdanie nieco bardziej merytorycznie i chciałam takim nagłówkiem po prostu określić swoją przemianę (w dość butny sposób, przepraszam, lubię robić takie analogie, don't judge me). Strona powstała, gdy miałam siedemnaście lat, posty zaczynam publikować niedługo po dziewiętnastych urodzinach; podczas tej (ponad) rocznej przepaści czasowej pewna część mnie "umarła" - "narodziła" się natomiast nowa.
Dlaczego wróciłam? Potrzebuję chwili na oddech, szukam aktywności, która pozwoli mi zapchać bezsenne noce i godziny pomiędzy jedną a drugą sesją powtórkową. Współtworzenie sfery blogowej towarzyszy mi mniej więcej od 2013 roku, pierwsze lata mojej działalności w Internecie mocno zapadły mi w pamięć, niekiedy wspominam to wszystko ze łzami w oczach i przy melancholinej muzyce. Głównie ze względu na beztroskość, którą odczuwałam jako gimnazjalistka - problemów i zmartwień było mniej, ciężar dorosłości nie osiadał na barkach i...nie trzeba było samemu przyrządzać sobie obiadu. Cóż, studia niejednokrotnie pokazały mi, że ja chyba jeszcze nie dorosłam odpowiednio do tego etapu w swoim życiu, wyemigrowałam nieprzygotowana i niegotowa, ale, trzeba sobie jakoś poradzić z tym fantem. Blog ma być pewną odskocznią, powrotem do gimnazjalnych rytuałów, troszeczkę też przygotowaniem do warsztatu pisarskiego (gdzie osiądę za parę lat - nie wiem - najchętniej jako autorka kilku książek historycznych, ale Pilipiuka po studiach archeologicznych coś pchnęło w stronę powieści fantastycznych i kryminalnych, więc tu to konkurencji robić nie chcę...błagam, skumajcie, że to jest ironia i ja wcale nie mam tak wysokiego mniemania o sobie).
No, dobrze, ale o czym w ogóle zamierzasz pisać? Gdy zakładałam tego bloga, chciałam, by posty tu publikowane miały postać felietonów i recenzji. Myśl o wznowieniu mojej działalności blogowej przyszła niespodziewanie i początkowo zakładała pisanie o historii (i kolejna uwaga dla osób mnie znających: umiem pisać, a nie mówić, dlatego zawaliłam OH mimo pracy pisemnej na piątkę...cóż, nadal boli). Uznałam jednak, że mimo iż uwielbiam historię, to coś czuję, że moje rozważania na jej temat będą zbyt chaotyczne, a poza tym charakteryzuje mnie niebywały perfekcjonizm, jeśli chodzi o własne przygotowanie do pisania, zatem wyprodukowanie jednego artykułu zajmowałoby niebywale wiele czasu (odpowiedni research tego wymaga), a umówmy się - ja mam jakieś życie poza blogiem. Zdecydowałam się zatem na mniej absorbującą formę - recenzje, felietony, przemyślenia...co tylko (moja) dusza zapragnie, bo tak naprawdę tematyka każdego wpisu będzie dyktowana przez to, co aktualnie siedzi mi w głowie - będą wybuchy złości, napady melancholii, ataki niepohamowanego śmiechu. Oczywiście, historia też się pojawi, ale w naprawdę miniaturowej formie, głównie w postaci pewnych sugestii, analogii i przykładów do rozważań innej materii. Boli, ale cóż, historię i archeologię to ja mam dzień w dzień na studiach, a ja muszę działać na wielu różnych płaszczyznach, bo inaczej zwariuję. Aczkolwiek nie ukrywam, że bardzo chętnie opublikuję kilka rozważań w związku z moimi wizytami w muzeach, powoli, powolutku jeden taki wpis już się rodzi w mojej głowie.
Na zakończenie chciałabym zachęcić do swobodnej wymiany zdań na tematy tutaj poruszane - w komentarzach, na Facebooku, prywatnie, przy herbacie (ewentualnie kawie, ale tylko latte), obiedzie, gdziekolwiek, aczkolwiek wyjątkowo uczulam - ja się rozpisuję, nie rozgaduję i w rzeczywistości częściej obserwuję i słucham, co później przelewam na papier. Taka moja denerwująca natura; osobie, która pomoże mi się z tego wyleczyć, stawiam obiad w Saharze na UW.
Boże, jak dobrze jest poczuć się jak za starych, dobrych lat. ♥
Spoko, ja za dużo gadam, to jakaś równowaga w przyrodzie pozostaje 😉 Na "stare lata" zaczynam czytać blogi, no ładnie
OdpowiedzUsuńZawsze jest dobry czas na blogi. c:
Usuń